Historia NowożytnaHistoria powszechna

Bunt w Zatoce Kotorskiej

Zatoka Kotorska była główną bazą operacyjną cesarsko królewskiej floty Austro-Węgier. Jej znaczenie wzrosło jeszcze, gdy Włochy wypowiedziały wojnę państwom centralnym. Wtedy Kotor stał się bazą operacyjną przeciw niedawnemu sojusznikowi, i wojny podwodnej na Morzu Śródziemnym.

Zatoka Kotorska to zygzakowaty fiord 40-sto kilometrowej długości. Doskonały naturalny port chroniony od strony lądu potężnym masywem górskim, od strony Adriatyku zaś trudnymi do przebycia cieśninami. Austro-Węgry prowadziły systematyczne prace fortyfikacyjne nad zatoką Kotorską. Uczyniły one z niej niezdobytą twierdzę. Na skałach wzniesiono ponad 20 potężnie uzbrojonych bunkrów artylerii nadbrzeżnej, wyrzutnie torped i pola minowe. Główne stanowisko cesarsko królewskiej floty znajdowało się dopiero za trzecim przewężeniu zatoki-w trójkątnej zatoce Teodo. Dalej wąską „gardzielą” można było dopłynąć do właściwego portu w Cattaro (dzisiejszego Kotoru). Do buntu doprowadziło wiele czynników. Między innymi brak zajęcia dla marynarzy. Swoją ostatnią akcję bojową przeprowadzili w maju 1917 roku. Przeprowadzili rajd na zapory minowe, jakimi alianci próbowali zablokować cieśninę Otranto. W tej bitwie zginęło 15 marynarzy, a 31 zostało rannych. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że statystycznie każdego dnia na froncie ginęło 600 c.k. żołnierzy, to służba w marynarce wydawała się dziecinną igraszką. Przez następne 8 miesięcy c.k. flota stała w Cattaro. W morze wychodziły jedynie okręty podwodne. Marynarze nudzili się. Oficerowie próbowali urozmaicić sobie czas ćwiczeniami w strzelaniu, patrolowaniem brzegów, załadunkiem węgla itp. Nie wywoływało to entuzjazmu ich podkomendnych. Mało tego. Oficerowie regularnie odwiedzali burdele, a nawet przyprowadzali prostytutki na okręty pod różnymi pretekstami. Jeden oficer trzymał na pokładzie swojego psa. Kilku marynarzy musiało codziennie wsadzać go do łodzi, i wieźć na brzeg. Pies ten jednak nie lubił wody, i marynarze bardzo często wracali z licznymi pogryzieniami. Brak zajęcia nie bezpośrednio nie wywołałby buntu. Załogi okrętów były oburzone tym w jaki sposób ich traktowano. Na porządku dziennym wyzywano ich od świń. Często nawet bito. Jeden z oficerów dźgnął bagnetem swojego podkomendnego, dlatego, że spóźnił się na apel. To jeszcze nie wszystko. Marynarzy cały czas oszukiwano. Dostawali pomniejszone racje żywnościowe składające się głównie z kości i starego mięsa, świeże mundury dostawali dużo rzadziej niż powinni.

W ostatnich dniach stycznia 1918 roku wśród załóg stacjonujących w Cattaro dało się zauważyć niezwykłe ożywienie. Jak się później okazało, była planowana demonstracja na kilku okrętach. Dowiedział się tego jeden z oficerów. Natychmiast pobiegł ostrzec dowódców jednostek oraz kontradmirała Alexandra Hansę, który dowodził eskadrą krążowników z pokładu okrętu „Sankt Georg”. Dowódcy jednak zignorowali to ostrzeżenie, i zabronili tylko nosić oficerom broni w ten dzień, żeby nie prowokować tłumu. Okazało się jednak, że to za mało. Kilka chwil po tym jak okrętowe syreny zawyły na znak, że minęło południe dały się słyszeć głośne okrzyki „Hurra” i wystrzały z broni ręcznej. Strzelano głównie w powietrze, ale było kilka przypadków poważnych zranień. Wściekli marynarze wdzierali się do kajut oficerów, aresztując ich, do kuchni i do mes. Niszczono wszystko. Od bogatych zastaw, do różnych sprzętów. Wkrótce na „Sankt Georg’a” przybył sam admirał Hansa. Przypominało to bardzo scenę z jakiejś powieści o buncie załogi 18 wiecznego brygu. Admirał wysłuchał postulatów marynarzy, a potem zaczął odpowiadać na ich pytania i się tłumaczyć. Skosztował jedzenia , które jedli marynarze, zapewniając, że jest bardzo smaczne, powiedział, że zawsze można złożyć raport lub skargę. Powiedział, że od dzisiaj każdy oficer będzie jadł z marynarskiego kotła.

To nie usatysfakcjonowało marynarzy. Hansa zobowiązał się wyjść naprzeciw żądaniom marynarzy, i nakazał żeby oficerowie nie stawiali oporu buntownikom. Odgłosy rozruchów na „Sankt Georgu” skłoniły do demonstracji marynarzy z innych okrętów. Wkrótce większość z nich była w posiadaniu buntowników. Niektórym dowódcom okrętów udało się opanować bunt. Kapitan krążownika „Helgoland” Erich Heyssler opanował uspokoił marynarzy i nakazał im nawet ściągnąć z masztu czerwoną flagę. Niestety nakazał ją później, gdyż buntownicy dysponowali potężnymi działami 240 mm. Podobnie zrobił kapitan „Novary” książę Johannes von Lichtenstein, gdy i jemu zagrożono zbombardowaniem. Buntownicy nie żartowali. Gdy wczesnym popołudniem kontrtorpedowiec „Czepel” próbował wymknąć się z zatoki Teodo, „Sankt Georg” i „Gaa” oddały w jego kierunku strzały ostrzegawcze. Dowódca „Czepel’a” odpowiedział na nie wypuszczając torpedy w kierunku buntowników. Rozpoczęciu bratobójczej walki udało się jednak zapobiec. Jeden z oficerów internowanych na „Sankt Georgu” nakazał przez megafon podporządkować się rozkazom buntowników. Do wieczora 1 lutego udało im się wymusić posłuch na wszystkich kontrtorpedowcach. Dwa z nich jednak nie wywiesiły czerwonych flag. Pod groźbą otwarcia ognia żaden z okrętów nie zdecydował się już na opuszczenie zatoki. Buntownicy opanowali też ważne strategiczne punkty na lądzie: baterię artyleryjską, blokującą wejście do zatoki Teodo i bazę wodnosamolotów. Rewolta poniosła jedynie porażkę na okrętach podwodnych, którym udało się opuścić zatokę. Wszystkie jednostki (część pod groźbą ostrzału, inne z własnej woli) zdecydowały się wysłać kilku swoich marynarzy w delegacji na pokład „Sankt Georga”. Wieczorem 1 lutego przedłożyły one kontradmirałowi Hansie listę zadań. Pierwsze osiem miało charakter czysto polityczny. Marynarze domagali się m.in. natychmiastowego pokoju, zmiany ustroju państwa na republikę. Reszta postulatów dotyczyła marynarzy (obrań, jedzenia, traktowania). Hansa zobowiązał się spełnić drugą część. Obiecał też wysłać resztę postulatów do dowództwa floty.

Noc z 1 na 2 lutego minęła spokojnie. Rankiem rewolucja rozprzestrzeniła się również na okręty nie dotknięte buntem zeszłego dnia. Do rewolty przyłączyły się m.in.załogi kontrtorpedowców, ciężkiego krążownika „Kaiser Franz Joseph I”,pancerników obrony wybrzeża i kilku okrętów pomocniczych.Jedynie stanowczy książę von Lichtenstein wciąż panował nad sytuacją. Oficjalne przystąpienie tych okrętów do rewolty, nie oznaczało, że zbuntowały się całe załogi. Na czoło wysuwało zazwyczaj kilka radykałów, wielu marynarzy jednak zachowywało się biernie.Niektórzy zapewniali nawet oficerów (po cichu) o swej lojalności. Na okrętach dochodziło tez do aktów sabotażu. Wierni dowództwu marynarze wymontowywali np. iglice z dział, uszkadzali radiostacje, wskutek czego buntownikom nie udało się nadać rozgłosu temu co działo się w zatoce Kotorskiej.

„Piętą Achillesową” rewolty był jednak brak sprawnego dowództwa. Przywódcom buntu brakowało politycznego doświadczenia. Nie umieli oni wykorzystać swojego sukcesu. Byli oni prostymi, słabo wykształconymi ludźmi. Wkrótce buntownicy zdali sobie z tego sprawę, i zaczęli szukać odpowiedniego kandydata na przywódcę rewolty”. Wybrano pilota wodnosamolotu Antona Sesana. Anton Sesan emanował determinacją. Nosił az 3 rewolwery. Jego działanie ograniczało się jedynie do hasła: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Tymczasem dowództwo działało. Na wieść o buncie, w rejon zatoki zostały wysłane okręty, piechotę i artylerię. Piechota i artyleria miała „zabezpieczyć” obiekty należące do marynarki wojennej. Okręty natomiast miały za zadanie zająć pozycje w okół zatoki Teodo i otworzyć ogień, gdyby którykolwiek z okrętów rewolty próbował opuścić zatokę. U wejścia do niej ustawiono również niemieckie i austro-węgierskie okręty podwodne. 2 lutego o godz. 10:00 na pokładzie „Sankt Georga” zjawił się poseł, z żądaniem przywrócenia porządku w czasie najbliższych 3 godzin.

Wyznaczony na godz. 13:00 termin ultimatum zbiegł się z podniesieniem kotwicy przez pancernik „Kronprinz Rudolph”. Okręt był zakotwiczony poza zatoką Teodo. Marynarze jednak chcieli dołączyć do zrewoltowanych jednostek. Kiedy wpłynął do zatoki, artyleria nadbrzeżna otworzyła do niego ogień. Ostrzał wkrótce przerwano. Marynarze z „Sankt Georga” zagrozili zbombardowaniem pobliskiego miasteczka.Wpłynięcie płonącego pancernika do zatoki dało szansę kapitanowi Lichtensteinowi. Kiedy pancernik zasłonił „Novarę”, podniósł on kotwicę, i wypłynął z zatoki. Zachęcił on w ten sposób do ucieczki innych okrętów. Wkrótce w zatoce zostało tylko „serce rewolty”. Dowództwo nie miało teraz wątpliwości, że wszystkie lojalne okręty są bezpieczne. Wkrótce „Gae” opanowali lojalni podoficerowie.Do rana czerwone flagi opuszczono na większości okrętów. Wtedy uciekł dowódca rewolty. Sesan , kiedy miał lecieć wodnosamolotem na rekonesans, zamiast lecieć w stronę eskadry nadpływającej z Puli, zawrócił i poleciał na południe. Chciał uciec nie tylko z ogarniętej buntem zatoki, ale i z Austro-Węgier. Sesan był nałogowym i zadłużonym hazardzistą, i nie miał za co spłacić swojego długu. Po opanowaniu buntu 800 marynarzy, podejrzanych o zorganizowanie rewolty musiało opuścić okręty, dla 600 rozpoczęto postępowanie sądowe. 40 przywódców buntu postawiono przed sądem polowym. Sąd po krótkiej rozprawie 45 z nich skazał na rozstrzelanie, a 2 na ciężkie więzienie. Wydarzenia z Cattaro miały być utrzymywane w tajemnicy, z rozkazu cesarza, by nie zachęcać reszty żołnierzy do buntu.

Przemysław Sierechan

Pasjonat historii. Interesuje się prawem, technologią informacyjną. Redaktor Naczelny i wydawca PolskieDzieje.pl
Back to top button