XX-lecie międzywojenne

Przewrót majowy

W latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku Polska stawała przed trudnym zadaniem odbudowy demokracji po latach komunistycznej okupacji oraz ułudy niepodległości i suwerenności, co niestety nie było wcale łatwym zadaniem. Ale udało się przetrwać kilka kryzysów i brnąć dalej. W podobnej sytuacji stanęła II Rzeczpospolita w 1918 roku, po odzyskaniu niepodległości. Demokracja polska była jednak na tyle słaba, że nie mogła się oprzeć buntowniczemu wystąpieniu Józefa Piłsudskiego w 1926 roku, co spowodowało przejęcie przez niego władzy, a nazwane przewrotem majowym. Lata panowania obozu po zamachu nazywa się sanacją, a trwały one nieprzerwanie do wybuchu drugiej wojny światowej.

Początki II Rzeczypospolitej

Analizując przyczyny należy powrócić do początków państwa polskiego w XX wieku. Po I wojnie światowej Polska, jako jedno z 10 nowopowstałych państw w Europie, miała najgorsze położenie, ponieważ jako jedyna musiała sprostać zadaniu scalenia i ujednolicenia państwa złożonego z „trzech nierównych połówek”, czyli ziem podległych podczas zaborów trzem różnym mocarstwom. Trudnościom do sprostania musiał stawić czoło polski parlament oraz rząd. Niestety ciągnące się konflikty na zachodzie z Niemcami, a na wschodzie ze Związkiem Radzieckim i Litwą nie pozwalały na zajęcie się wewnętrznymi sprawami w państwie. Pierwszy rząd prezesa Jędrzeja Moraczewskiego upadł z przyczyn politycznych niezwykle szybko, a walki lewicy i prawicy zapowiadały niestałość w przyszłym parlamencie.

Po uchwaleniu konstytucji marcowej 12 marca 1921 roku sytuacja nie przedstawiała się wcale pomyślniej. Uzależniając od parlamentu działania i decyzje rządu oraz pośrednio prezydenta, silna władza wykonawcza w Polsce została uniemożliwiona, a taka potrzebna była do sprawnego kierowania państwem.
Zostało to uczynione przez gremium opracowujące konstytucję po to, by uniemożliwić Józefowi Piłsudskiemu szerokie prezydenckie uprawnienia. Już wtedy prawica obawiała się rządów Piłsudskiego, więc postanowili go od niej odsunąć albo zamienić w marionetkę sejmu.
Po najbliższych wydarzeniach wydawało się, że Piłsudski zrezygnuje z wysokich stanowisk państwowych. Przykładem na to miały być wybory prezydenckie. Po pierwszych wolnych wyborach do polskiego parlamentu należało wybrać prezydenta. 4 grudnia 1922 roku Józef Piłsudski spotkał się z przedstawicielami partii, które mogły go poprzeć i oświadczył, że przywileje prezydenckie są dla niego zbyt małe, by mógł on wywrzeć pozytywny wpływ na bieg spraw państwowych.

Od tamtej pory zrzekał się większości posad publicznych prócz wojskowych. Jednak nie oznaczało to, że całkiem zrezygnuje z wpływu na ówczesny świat polityki. Można to wywnioskować z tego, że Piłsudski jeszcze jako Naczelnik Państwa próbował wykorzystać endeckie demonstracje przeciwko prezydentowi Narutowiczowi dla własnych korzyści.
Zażądał wtedy dodatkowych pełnomocnictw dla uspokojenia sytuacji na ulicach Warszawy, a groźbę zamachu na prezydenta skomentował: „My z Pierwszej Brygady nie darowujemy i potrafimy w mordę bić”. Od tamtej pory w jego czynach dało się poznać działania, które kreowałyby go w oczach ludności w dobrym świetle, a byłoby to zupełnie bezpodstawne, gdyby miał na celu zupełne wycofanie się z polityki.

Liczą się indywidualności – nie większość

W styczniu 1923 roku zmieniły się przekonania Piłsudskiego. Stwierdził on bowiem, że nie liczy się wcale większość w sejmie, ponieważ naprawdę ważne są wybitne indywidualności. Zaczął w ten sposób kwestionować demokrację sejmową, do której powstania w 1918 roku walnie się przyczynił.
Marszałek porównywał również w ten sposób demokrację z autorytaryzmem, wypowiadając się wyraźnie przychylnie do tego drugiego sposobu prowadzenia rządów.
Jednak na posiedzeniu Ścisłej Rady Wojskowej 2 grudnia 1923 roku Piłsudski ostro zaatakował gen. Szeptyckiego, po czym zrzekł się tej ostatniej już funkcji wojskowej i odsunął z życia politycznego, osiadając w wilii w Sulejówku, którą zafundowali mu legioniści walczący z nim w 1920 roku. Odchodząc w wyjaśnieniu swojego czynu owiadczył, że jako żołnierz nie może w zgodzie z własnym sumieniem bronić ludzi odpowiedzialnych za śmierć prezydenta Narutowicza.

Dla uzyskania sympatii społeczeństwa i szykanowania przeciwników wykorzystywał już wtedy bieżącą sytuację na polskiej scenie politycznej. Jego zwolenników uderzała niezwykła bezinteresowność (zrezygnował z pensji Marszałka Polski), sprawiedliwość oraz pozorna uczciwość. Może gdyby umiejętności kierowania i koordynowania pracy państwa były tak duże jak zdolności jednania sobie zwolenników i wykorzystywania propagandy jako najlepszego sposobu zdobycia poparcia, nie kojarzyłaby się sanacja z blokowaniem drogi demokratyzacji kraju i powolnego jego rozkładu.
Piłsudski genialnie przewidywał najbliższą drogę, jaką przejdzie Polska pod jego nieobecność i mógł wybrać najlepszy moment na wykonanie zamachu. Jan Dębski pisał: „A polityka to przewidywanie, przewidywanie oparte na dobrym rozeznaniu rzeczywistości”. Piłsudski tę rzeczywistość znał bardzo dobrze. Brał udział w powstawaniu ustroju w Polsce i miał wielu informatorów, którzy przekazywali mu dokładne relacje o działaniach w kraju.

A jak przedstawiała się sytuacja przed dokonaniem zamachu? Sejm był niezwykle rozdrobniony. Żadna partia nie posiadała większości i co za tym idzie, rządy sprawować musiała koalicja. W takim parlamencie współpraca nie udawała się najlepiej, co dodatkowo utrudniały przepychanki i kłótnie posłów. Premierzy mieli trudne zadanie zbudowania gabinetu, który zapanowałby nad zbliżającym się kryzysem. W kilka miesięcy po ustąpieniu Piłsudskiego rozpoczęła się w ojczyźnie hiperinflacja. Dodruk banknotów bez pokrycia przez rząd tylko pogarszał sytuację.

Pomyłki i niepowodzenia władzy były wykorzystywane przez Piłsudskiego, który odchodząc z polityki niemalże nieskazitelny, zdobywał coraz większe poparcie. Ludność nie wiedziała jednak o jego złej stronie. Aby się o niej nie dowiedziała, czuwał cały sztab popleczników w wielu działach gospodarki, polityki i administracji. Jednakże najbardziej mógł liczyć na zaufanych generałów oraz większą część armii, która nadal była wierna marszałkowi.

Dzięki takim wpływom mógł na swoim dobrowolnym wygnaniu wtrącać się w życie obywatelskie pośrednio i osobiście. Napisał kilka książek. Często przyjeżdżał do Warszawy. Kilkukrotnie był na audiencji u prezydenta Wojciechowskiego. Ich trwające około godzinę spotkania odbywały się w spokojnej atmosferze i bez udziału adiutantów. Nie wyglądało na to, że mogą stanąć po dwóch różnych stronach barykad, szczególnie, że Wojciechowski podobnie jak Piłsudski brał udział w tworzeniu PPS.

Kryzys w państwie

Kolejny kryzys gospodarczy rozpoczął się w czasie rządów Władysława Grabskiego. Mimo przeprowadzonych reform skarbowo-monetarnych zakończonych wprowadzeniem na rynek nowej waluty – złotego oraz reformą rolną, deficyt budżetowy niebezpiecznie się powiększał. Inflacja również rosła.
W takich warunkach rząd podał się do dymisji w kwietniu 1926 roku po trzyletnich rządach. Należało teraz rozpocząć naprawę sytuacji. Tak rozpoczęło się przesilenie gabinetowe. Misję utworzenia nowego rządu podjął hrabia Aleksander Skrzyński. Jednak niespodziewanie najwięcej trudności sprawiało wytypowanie Ministra Spraw Wojskowych. Pierwotnie miał nim zostać gen. Władysław Sikorski, jednak po gwałtownym proteście Piłsudskiego złożonym osobiście prezydentowi Wojciechowskiemu, wybrano za niego gen. Lucjana Żeligowskiego, wykonawcę woli Piłsudskiego względem Okręgu Wileńskiego w latach 1920-22.

Prezes Skrzyński poprosił o uczestnictwo w rozmowach o kandydaturze na to stanowisko trzech najstarszych oficerów: Stefana Majewskiego, Stanisława Hallera oraz Józefa Piłsudskiego. Marszałek wyłożył kandydaturę Żeligowskiego, wyrażając obojętność co do obsadzenia innych resortów.
Ale taka reakcja Piłsudskiego była co najmniej podejrzana choć, moim zdaniem, nie dziwna, ponieważ od jakiegoś czasu Piłsudski wtrącał się w sprawy wojskowe. Pełen obraz zwycięstwa Piłsudskiego w wyborze Żeligowskiego na to stanowisko przedstawił się dopiero później. Gen. Żeligowski ciągle przeprowadzał w wojsku przegrupowania, przenoszenie i awansowanie oficerów. Nikt właściwie nie był pewien, co się dzieje. Minister brał udział też w tajemniczych konsultacjach z Piłsudskim. Ale w radzie ministrów nikt nie miał co do jego pracy żadnych zastrzeżeń. Do ludzi polityki coraz częściej trafiały raporty o dziwnych wydarzeniach i przygotowaniach do zamieszek. Nikt nie przygotowywał się do ewentualnych starć, choć w kręgach wojskowych wyczuwało się napiętą atmosferę. Nie upewniono się nawet, czy jednostki warszawskie pozostaną wierne władzy.

Rząd Skrzyńskiego został utworzony 20 listopada 1925 roku w czasie bardzo złej sytuacji w Polsce. W warunkach wzrastającej inflacji oraz spadku wartości złotego, musiał on ustalić nowy podatek i – co najważniejsze – opracować projekt budżetu. 25 listopada Aleksander Skrzyński przed sejmem określił swój rząd jako „wyraz wielkiej potrzeby, w której kraj się znajduje”

Kolejną przeszkodą w pracy rady był zaostrzający się od stycznia 1926 roku konflikt z Piłsudskim. Marszałek ogłosił wtedy list w „Kurierze Porannym” komentujący sprawę organizacji najwyższych władz wojskowych. Kiedy Piłsudski użerał się z rządem, gen. Żeligowski obstawił najważniejsze stanowiska jego zwolennikami.

Bardzo szeroka koalicja rządowa z lewicową PPS włącznie doprowadziła do stanu, kiedy gabinet Skrzyńskiego chylił się ku upadkowi. Zostało to spowodowane wycofaniem się z koalicji lewicy i dymisji dwóch socjalistów 24 kwietnia 1926. Premier z powodu niekompletności rady od razu chciał podać do dymisji cały gabinet, lecz nie zgodził się na to prezydent, gdyż nie zostały nadal ukończone prace nad budżetem.

Po uchwaleniu stosownego prowizorium ostatecznie, 5 maja, upadł rząd Skrzyńskiego. Nowy gabinet został tworzony szybko, w nerwowej atmosferze. Premierem został Wincenty Witos, a skład był łudząco podobny do poprzedniej władzy koalicji „Chjeno-Piasta” z 1923, do którego ludzie nie mieli już zaufania. 10 maja 1926 został oficjalnie zaprzysiężony kolejny rząd – ostatni w demokratycznej Polsce aż do czasu upadku komunizmu. Spotkał się on z dużym sprzeciwem wielu warstw społecznych i głośnym komentarzem lewicowców i piłsudczyków.

Wypowiedzenie wojny sejmokracji

W odpowiedzi na bieżące wydarzenia w „Kurierze Porannym” ukazał się wywiad Piłsudskiego, w którym oskarżał on poprzednie rządy o korupcję, korzystanie ze stanowisk dla prywatnych korzyści i demoralizację armii. Oznajmił, że staje do walki z panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw oraz zapomina o imponderabiliach, a będzie pamiętał o groszu i korzyści. W ten sposób Piłsudski wypowiadał wojnę „partyjnictwu” i „sejmokracji” oraz pośrednio całej strukturze demokracji, choć prawie wszystko co w wywiadzie zostało napisane, było wierutnym kłamstwem. Wywiad był wstępem do zamachu majowego.

Decyzja Piłsudskiego o przeprowadzeniu zamachu właśnie w maju została podjęta z wielu powodów i czynników. Jednym z nich były hasła głoszone przez prawicę, która również szykowała się do przeprowadzenia przewrotu. Skłoniła go do tego również sytuacja międzynarodowa. Układ z Locarno, w którym Niemcy nie uznawali polskiej zachodniej granicy, był szczególnie niekorzystny i nakładał piętno na polskie stosunki międzynarodowe. Rwnie ważna była wymuszona przez Republikę Weimarską wojna celna.

Przygotowania do zamachu rozpoczęły się zapewne już jesienią 1925 roku. Część wiernych Piłsudskiemu oficerów znalazło się na eksponowanych przez niego stanowiskach. Mógł dzięki temu liczyć na poparcie dowództwa w Grodnie, Brześciu, Warszawie, Lublinie i Łodzi. Piłsudski przez cały czas miał ciągły kontakt ze strukturami wojskowymi dzięki stanowisku, którego jako jedynego się nie zrzekł. Nadal pozostał członkiem gremium, które przyznawało ordery. Mogło się ono wydawać nie istotne, ale dawało mu sposobność rozmów z wyższymi generałami bez żadnych podejrzeń.

Równie ważne jak sytuacja militarna były nastroje obywateli. Piłsudski komentował sprawy państwowe dając wywiady do gazet, w których nie przebierając w słowach, określał pracę niektórych oficerów wojskowych i przeciwników politycznych. Jego ataki odpowiadały nastrojom większej części społeczeństwa, co dodawało mu autorytetu i zaufania społeczności.
W ostateczną już czynną fazę przygotowania weszły w momencie kruszenia się koalicji Skrzyńskiego, kiedy to 18 kwietnia gen. Orlicz-Dreszer wydał rozkaz postawienia w stan gotowości oddziałów przeznaczonych dla marszałka w razie zamieszek. Również gen. Żeligowski polecił wtedy zgromadzić na poligonie w Rembertowie w bezpośrednim sąsiedztwie Sulejówka specjalnie dobrane oddziały wojskowe. Właśnie tam zebrały się wojska marszałka. Zaraz przed dokonaniem zamachu w nocy z 11 na 12 maja do Rembertowa przybył nagle z Mińska Mazowieckiego 7 pułk ułanów. Wtedy okazało się, że Żeligowski oddał dowództwo nad grupowanymi w Rembertowie oddziałami Piłsudskiemu.

11 maja rozeszła się wieść, że skonfiskowano wywiad Piłsudskiego oraz rozprzestrzeniono plotkę o rzekomym zamachu na życie marszałka w Sulejówku, gdzie nieznani sprawcy mieli ostrzelać willę z karabinów. Oskarżono o to prawicowców. Rozeszła się też wieść o tym, że rząd ma zamiar aresztować Piłsudskiego. Wszystko to zostało spreparowane przez piłsudczyków. Wobec tych plotek w stolicy rozpoczęły się demonstracje grup młodzieży i oficerów kierowane przez płk. Bolesława Wieniawę-Długoszewskiego. W kawiarniach kazali grać hymn legionowy „Pierwszą Brygadę” oraz nakazywali go śpiewać ich bywalcom. Na ulicach skandowano hasła: „Niech żyje Wódz Naczelny Józef Piłsudski” oraz „Nie damy rozkradać Polski”

12 maja 1926 – dzień zamachu

12 maja w Rembertowie zgrupowało się w sumie ok. 1,2 tys. żołnierzy z działami. Na pomoc już maszerowały kolejne pułki z Ciechanowa, Garwolina i Pułtuska. W Warszawie oddziały wierne Piłsudskiemu z pomocą robotników zajęli Dworzec Wschodni, Ministerstwo Spraw Wojskowych na ul. Nowowiejskiej, dowództwo Okręgu Korpusu i koszary szwoleżerów.
W stolicy siły wierne Piłsudskiemu liczyły 2 tys. ludzi. Strona rządowa mogła liczyć na zaledwie 750 tys. żołnierzy i słabo uzbrojonej milicji oraz na jedno działo. Piłsudski przybył do Rembertowa i stamtąd poprowadził marsz na Warszawę. Jakiś czas potem przyrównywano to wydarzenie do faszystowskiego marszu na Rzym, jednak Piłsudski w zasadzie nie lubił faszystów i raczej nie było sensu robić takich porównań..
Dementowano również plotki, że wcześniej konsultowano się z członkami włoskiej Narodowej Partii Faszystowskiej. W warszawskiej Pradze na Piłsudskiego czekał już 36 pułk i oficerowie z warszawskiego sztabu. Praga znalazła się w rękach zamachowców.

Tymczasem w kręgach rządowych panował chaos. Minister Spraw Wojskowych gen. Juliusz Malczewski będąc pewien przysięgi wierności warszawskich oddziałów przysiędze, jaką składali, nie przygotował się na zaistniałą sytuację.
Całkowicie nie wiedział co robić, a swoją dezorientację skomentował, jak to relacjonuje Wincenty Witos, tak: „byłoby dobrze gdyby minister Żeligowski był w wojsku nie mącił”. W wyniku machinacji odebrano Malczewskiemu jednostki, które znał najlepiej i nad którymi miał pieczę jako dowódca tego okręgu. Jego niedoświadczenie wyrażało się na przykład w tym, że starał się ukrywać krytyczny stan, jaki był w Warszawie, jeszcze bardziej pogarszając sytuację.

Dochodzące do władz wieści, że kolejne pułki przyłączają się do zamachowców, postanowiono na zebraniu rady ministrów, że konieczne jest napisanie odezwy do wojska. Jej tekst został prawdopodobnie napisany na kolanie jednego z ministrów (według premiera Witosa była to kończyna profesora S. Grabskiego) i następnie przekazany dalej.

Prezydenta w ogóle nie było początkowo w Warszawie. Wyjechał na zaplanowany pobyt w Spale, na który się wybrał po ciężkiej pracy, jaką było ustalenie składu nowego rządu. Przybył do Warszawy w pośpiechu, zaraz po tym jak dowiedział się o wydarzeniach w stolicy i od razu udał się na spotkanie z rządem do Belwederu. Około godziny 14 wydano odezwę do obywateli, by okazali posłuszeństwo wobec legalnych władz i nie wierzyli zamachowcom. Równocześnie prezydent ogłosił stan wyjątkowy.

Przedstawiciele lewicy również popierali Piłsudskiego spodziewając się poprawy losu robotników. Poparli go też, dlatego że jeszcze przed powstaniem niepodległej Polski był lewicowym działaczem i przywarła do niego łatka lewicy. Robotnicy bardzo pomogli Piłsudskiemu, między innymi zablokowaniem kolei.
Pierwsze działania lewicy odbyły się 12 maja, kiedy to Norbert Barlicki, prezes PPS, zażądał od prezydenta zdymisjonowania rządu Witosa, a gdy ten odesłał go osobiście do premiera, socjalista odrzekł, że odpowiedzialność za dalszy rozwój wypadków spoczywa na prezydencie.

Spotkanie Piłsudskiego i prezydenta Wojciechowskiego

Zaraz potem prezydent dowiedział się, że Piłsudski zdąża na most Poniatowskiego. Prezydent natychmiast wezwał samochód i udał się na spotkanie. Około godziny 17 na północnym przyczółku mostu odbyło się spotkanie prezydenta Wojciechowskiego z marszałkiem Piłsudskim. Lewobrzeżna część mostu zajęta byłą przez Oficerską Szkołę Piechoty pod dowództwem maj. Mariana Porwira i kap. Jana Rzepeckiego.
Kiedy prezydent był już na moście, Piłsudski ruszył w jego stronę, będąc wcześniej w towarzystwie gen. Orlicz-Deresza jako adiutanta. Rozmowa nie była długa. Trwała zaledwie chwilę, a już niedługo krążyły o niej najróżniejsze plotki. Relacja prezydenta wydaje się najwierniejsza. Opisywał to tak:

”Nadjechało auto z Piłsudskim i paru oficerami. Zbliżył się on sam do mnie, powitałem go słowami: stoję na straży honoru wojska polskiego, co widocznie wzburzyło go, gdyż uchwycił mnie za rękę i zduszonym głosem powiedział: – No, no! Tylko nie w ten sposób… Strząsnąłem jego rękę i nie dopuszczając do dyskusji: – Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej. – Dla mnie droga legalna zamknięta – wyminął mnie i skierował się do stojącego o kilka kroków za mną szeregu żołnierzy. Zrozumiałem to jako chęć buntowania żołnierzy przeciwko rządowi w mojej obecności, dlatego idąc wzdłuż szeregu do swego samochodu, zawołałem: – Żołnierze, spełnijcie swój obowiązek.”

Prezydent i marszałek rozeszli się bez słowa. Ciekawym wydarzeniem było zachowanie armii, gdy Piłsudski podszedł do szeregu rządowego pułku. Według opisu Henryka Piątkowskiego odbyło się to tak:

„Kiedy to spostrzegłem, skoczyłem między Marszałka a tych podchorążych starszego rocznika i krzyknąłem: „Kordon w poprzek mostu, nie przepuścić Pana Marszałka” Zaś kpt. Pająk zakomenderował: „Ładuj broń!” Chociaż podchorążowie mieli już broń naładowaną, trzasnęli zamkami karabinów. Wówczas Marszałek uchwycił mnie za przegub prawej ręki i rzekł: „Cóż to, dziecko, do mnie będziesz strzelał?” Patrząc Marszałkowi w oczy odpowiedziałem: „Tak jest, Panie Marszałku! Mam rozkaz Pana Prezydenta i jeszcze jeden krok a każę strzelać! (…) Widziałem twarz Marszałka tuż przy swojej. Był blady. Oczy miał obwieszone czerwonymi obwódkami i duże zmęczenia przebijało z jego twarzy. Ale jeszcze nie zrezygnował. Zwrócił się bezpośrednio do podchorążych z zapytaniem: „Dzieci, nie przepuścicie mnie? Kilka głosów podchorążych odezwało się: „Nie, Panie Marszałku, mamy taki rozkaz Pana Prezydenta”.”

Piłsudski przekonał się, że pokojowo nie uda mu się nic sprostać i że na pewno natrafi na zbrojny opór. Była to pierwsza porażka marszałka, któremu jak dotąd dokładnie zaplanowana akcja wychodziła bez przeszkód. Na zaprezentowaniu siły się nie skończyło. Gdy Piłsudski odjechał zaczęły się walki.

Rozpoczęcie walk

Pierwsze strzały padły jeszcze na moście Poniatowskiego, które zanotowano o godzinie 17:41, gdzie strzelono dwukrotnie do wojsk rządowych z wież na praskiej głowicy przeprawy. Gdy zawiodły mediacje, oddziały Piłsudskiego rozpoczęły około godziny 19 atak na most Kierbedzia. Było to konieczne w związku z zablokowaniem przez Szkołę Podchorążych mostu Poniatowskiego.
Po krwawych walkach (w których ginęli również cywile, wyparci na ulice, by zobaczyć co się dzieje) zamachowcy zajęli plac Zamkowy, Sztab Generalny i Komendę Garnizonu przy placu Saskim, a także Dworzec Główny przy Alejach Jerozolimskich. Słabe oddziały rządowego wojska i milicji ustąpiły pola. Zajęte budynki miały znaczenie strategiczne, ponieważ znajdowały się tam ważne dokumenty i sieć łczności. Do wieczora w ręce Piłsudskiego wpadły jeszcze centrale telefoniczne, dworce oraz Ministerstwo Komunikacji i Dyrekcja Okręgowa Kolei. Piłsudczycy odcięli legalną władzę od porozumiewania z prowincjami i łączności telefonicznej. Pozostało jednak w rękach rządowych lotnictwo.

Komisarzem stolicy z powołania Piłsudskiego został gen. Felicjan Sławoj-Składkowski.
Rząd tymczasem schronił się w Belwederze. Wojskami wiernymi rządowi kierował Minister Spraw Wojskowych, lecz kierownikiem akcji w stolicy został gen. Tadeusz Rozwadowski – człowiek, za którym Piłsudski wyraźnie nie przepadał. Po pierwszym dniu walk siły rządowe zostały rozbite na dwie formacje. Pierwsza, dowodzona przez płk Izydora Modelskiego, broniła się w cytadeli, ale została unieruchomiona przez pułk, który opowiedział się po stronie Piłsudskiego. Druga, dowodzona przez gen. Włodzimierza Zagórskiego, obsadziła Oficerską Szkołę Piechoty i Szkołę Podchorążych na Mokotowie. Pierwszy dzień zmagań przyniósł Piłsudskiemu znaczną przewagę. Tłumaczy się to tym, że działał on z zaskoczenia, przy poparciu ludności cywilnej oraz wykonywał zaplanowany z najmniejszymi szczegółami plan.

W czasie nocnej przerwy w walkach, Piłsudski spróbował dalszych pertraktacji za pośrednictwem marszałka Rataja i gen. Żeligowskiego. Rząd odrzucił jednak wszelką możliwość rozmów, ale za to ogłosił w komunikacie radiowym, że przykład Piłsudskiego będzie przestrogą dla wszystkich podnoszących rękę na legalny rząd.

Kolejne dni walk

Rozpoczął się drugi dzień walk. 13 maja nie miał być przełomowym w tym zamachu, ale obie walczące strony otrzymały wtedy wsparcie. Piłsudskiemu pomogły kompanie przybyłe z Łomży i 71. pułk piechoty z Zambrowa. W drodze znajdował się nadal pułk z Kutna. Strona rządowa otrzymała posiłki w postaci 10. pułku piechoty z Łowicza. Rząd liczył na pomoc okręgu lwowskiego, lecz gen. Władysław Sikorski odmówił przeniesienia wojsk, ponieważ istniała obawa przez wrogimi wystąpieniami Ukraińców. Pomoc wyruszyła z Torunia, Krakowa i Poznania. Okręgom Poznańskim dowodził gen. Kazimierz Sosnkowski, który targnął się na swoje życie, jedynie ciężko się raniąc, ponieważ nie chciał występować przeciwko Piłsudskiemu (nie został poinformowany o planach zamachu), a wiedział, że jego żołnierze będą wierni przysiędze.

Wsparcie zostało wysłane, jednak zatrzymał je strajk kolejarzy. Również w Wielkopolsce, gdzie rząd miał wielu zwolenników, przyzwyczajonych w zaborze pruskim do legalnych działań, powołano ochotnicze oddziały porządkowe pod dowództwem gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego.

Za Piłsudskim były garnizony podwarszawskie, oraz gen. Edward Rydz-Śmigły, który będąc inspektorem armii w Wilnie, przejął dowództwo nad okręgami w Brześciu i Grodnie i te wysłał wsparcie. Również w Łodzi usunięto dowódcę i wysłano tamtejsze siły marszałkowi, a w Częstochowie opanowano węzeł kolejowy i nie przepuszczano żadnych wojsk dla legalnych władz.

Po ciężkich walkach, rozpoczętych jeszcze nad ranem, wojska rządowe koło południa odbiły gmach MSW oraz koszary szwoleżerów. Jednostki Piłsudskiego przeszły do obrony w Ogrodzie Saskim, lecz planowane uderzenie z Cytadeli nie nastąpiło, ponieważ większa część pułku przeszła na stronę zamachowców. Niedługo potem przybył oczekiwany pułk z Kutna i tym razem rząd zaczął się bronić.

13 maja nie wydarzyła się żadna sensacyjna porażka ani zwycięstwo, lecz wojska rządowe wyraźnie odzyskały inicjatywę, a do Warszawy zbliżały się posiłki z Wielkopolski. Jednak znaczącą cegiełką do porażki legalnych władz stał się ogłoszony przez PPS strajk powszechny, począwszy od dnia następnego. Spowodowało to zatrzymanie wsparcia dla strony rządowej. W nocy Piłsudski podobnie jak pierwszego dnia próbował podjąć rozmowę z prezydentem i premierem, jednak bezskutecznie. Następny dzień miał się rozpocząć ostatecznym uderzeniem.

14 maja oddziały Piłsudskiego wsparte przez wileńskie posiłki oraz ostrzał artylerii i wozów pancernych, odzyskały utracony w przededniu gmach Ministerstwa Spraw Wojskowych. Walki szybko rozprzestrzeniły się na teren lotniska na Polach Mokotowskich. Wobec zatrzymania rządowych posików z Wielkopolski, Krakowa i Lwowa sytuacja stała się krytyczna. Około godziny 15.00 Prezydent wraz z rządem po krótkiej naradzie postanowili ewakuować się z ostrzeliwanego Belwederu do Wilanowa. Wojsko przez cały czas było w odwodzie i cofało się przez Łazienki i Siekierki do Wilanowa.

Kapitulacja prezydenta

W tej trudnej sytuacji prezydent i rząd postanowili jednomyślnie, że należy zaniechać dalszej obrony. Uznano dalszą walkę za bezcelową i szkodliwą oraz prowadzącą do niepożądanej wojny domowej między poszczególnymi dzielnicami. Prezydent wezwał do siebie marszałka Rataja, by ten mógł starać się o zawieszenie broni. Na ręce prezydenta została złożona dymisja rządu, a uprawnienia prezydenta przejął, już po raz drugi, marszałek sejmu. W ten sposób legalna władza w Polsce skapitulowała.

Ostatecznie wszystkie walki zakończyły się 15 maja 1926 roku. Łączne straty wojska wyniosły 215 osób, zaś ludności cywilnej 164. Rannych zostało ogółem 920 osób. Taka była cena, którą zapłaciło społeczeństwo za spełnienie pragnień Piłsudskiego.

Piłsudski nie zakwestionował uprawnień Rataja i przyjął kapitulację. Jednak nie chciał skorzystać z wprowadzenia w Polsce władzy dyktatorskiej. Od tej pory zaczął nareszcie kroczyć drogą legalności, dążąc do zalegalizowania zamachu. 15 maja został powołany nowy rząd Kazimierza Bartla, a w pierwszym głosowaniu Zgromadzenia Narodowego, 31 maja, wyłaniającym nowego prezydenta wygrał właśnie Piłsudski.
Parlament wybierając go na głowę państwa pośrednio poparł przewrót. Dalsze działania tego organu wskazywały, że nie mają nic przeciwko temu karygodnemu wystąpieniu i złamaniu konstytucji. Prezydentem został Ignacy Mościki, a Piłsudski odsunął się w cień, sprawując w rzeczywistości rządy autorytarne.

Przewrót nie przyniósł zapowiadanej sanacji stosunków politycznych. Osłabił jedynie państwo i zablokował rozwój polskiej armii, szczególnie lotnictwa. Pozbywając się wielu znakomitości świata polskiego wojska, zablokował szanse armii na jakiekolwiek reformy i rozbudowę. Całkowicie ignorując i poniżając Tadeusza Rozwadowskiego, Piłsudski zignorował potrzebę posiadania lotnictwa, tak ważnego w czasie II wojny światowej. Piłsudski urażony w swych ambicjach, zacięty i brutalny wobec przeciwników co udowodnił w czasie sądu brzeskiego – przeprowadził zamach nie podając żadnych konkretów. Bazował jedynie na demagogicznych hasłach i atakach na przeciwników. Zjednywał sobie ludność dzięki temu, że potrafił wykorzystywać potyczki innych i dzięki propagandzie prowadzonej od pewnego czasu w społeczeństwie. Na Piłsudskim zawiodło się wielu ludzi. Szczególnie robotnicy i lewica, którzy tak bardzo pomogli mu w zamachu. Tymczasem, miast współpracować z nimi, Piłsudski zaczął obracać się w kręgach burżuazji społecznej. Swoje rządy oparł na zaufanych generałach i wyższych oficerach, którzy tak jak on nie potrafili myśleć w pryzmacie dobra państwa, lecz własnej korzyści i większej władzy.

Zamach majowy przerwał proces demokratyzacji kraju i jest na pewno jednym z niechlubnych rozdziałów w Polskiej historii, choć w tym samym czasie w wielu innych państwach Europy przejęto władzę w podobny sposób. Można to nazywać modą lub bardziej radykalnie – faktem, że demokracja nie sprawdzała się jako ustrj i była przestarzała. Oczywiście jest to stwierdzenie bez sensu, bo nie mogła się ona zdezaktualizować, ponieważ dopiero zakorzeniała się w wielu państwach.

Autor: Paweł „Jeff” Winiecki

Przemysław Sierechan

Pasjonat historii. Interesuje się prawem, technologią informacyjną. Redaktor Naczelny i wydawca PolskieDzieje.pl

Powiązane artykuły

Back to top button